środa, 7 grudnia 2011

w odwiedzinach w UK

Przeżyliśmy lot w obie strony. Nie obyło się bez emocji, bo prawie że spóźniliśmy się na samoloty zarówno w jedną stronę jak i w drugą. W obu przypadkach byliśmy ostatnimi pasażerami i wbiegliśmy do samolotu z jęzorami wywieszonymi na wierzchu. Szczęściarze z nas, że w ogóle pozwolono nam jeszcze lecieć.Już nigdy więcej na ostatnią chwile!

W Manchesterze przywitał nas deszcz i nie opuszczał praktycznie przez cały pobyt. To przez niego pewnie ja złapałam katar i mam zapchany nos, który męczy mnie do dnia dzisiejszego a w czasie lotu spowodował, że bębenki w moich uszach o mało nie eksplodowały.

Nasi gospodarze - Ewelina i Andy pokazali nam Manchester. Ja - mimo, że byłam tam już wiele razy, to nigdy nie zwiedzałam tego miasta jako turystka. Jacek chciał zobaczyć jak najwięcej i im więcej widział tym bardziej mu się tam podobało. Wrócił do Polski przekonany, że mógłby śmiało mieszkać w UK nawet gdyby miałoby ciągle padać i musiałby znosić ciężką angielską kuchnie.

Czy podobało się Jagodziakowi? Nie wiem bo w dalszym ciągu nie daje o sobie znać kuksańcami w brzuchu. Właściwie to nie jestem nawet przekonana czy doświadczyłam już tzw. motyli w brzuchu. Niby coś tak kilka razy tryknęło ale czy to było to, to nie jestem pewna.


4 komentarze:

onna pisze...

ale fajna ta bluzka! Jagodziak ma styl od samego początku ;)

Hafija pisze...

Ano, fajna bluzeczka :)

Kass pisze...

Cieszę się Twoim szczęściem, ale kurcze tak mnie to boli :(

romashka pisze...

Oj, tam, dla ciężarnej i tak na pewno panie stewardesy znalazły fajne miejsce, nawet mimo spóźnienia :) Ja ostatni lot zaliczyłam w 34 tc i to super sprawa - nikt się nie gniewa, a wszyscy pomagają :D