O poporodowym pobycie w szpitalu lepiej nie będę się rozpisywać. Nadmienię jedynie, że wolałabym ze trzy razy ponownie rodzić niż po raz kolejny przeżyć te kilka dni i nocy w szpitalu.
Pełnia księżyca naprodukowała rodzących w takich ilościach, że porodówka, która zazwyczaj jest pustawa pękała w szwak a położne, mimo że w większości bardzo miłe, nie miały czasu ogarniać jak trzeba wszystkie bobasy i położnice. Mi do operacji nawet nie ściągnięto zegarka!
Wylądowałam w pokoju, który nie był przeznaczony dla kobiet po cesarskim cięciu. Nie miałam "guzika przywoływacza" wiec jeśli czegoś pilnie potrzebowałam był problem. Rana po cięciu nie bolała tak strasznie jak ból pleców. Na dodatek na początku zdołował mnie brak pokarmu. Całą drugą nockę walczyłam z laktatorem aby nie trzeba było dokarmiać Małego sztucznym mlekiem no i w końcu w trzeciej dobie doczekałam się nawału. Moje piersi stały się w mgnieniu oka większe niż te Pameli Anderson. Noce nieprzespane bo Eryk krzyczał w wniebogłosy a za dnia batalia z jego ospałością i niechęcią do piersi. Z niecierpliwością wyczekiwałam czwartku godziny 19.00 kiedy to Jacek przyjechał nas zabrać do domu. Wybawił nas :) Tutaj jest nam naprawdę o niebo lepiej.
7 komentarzy:
Jakiż on uroczy :)
pobyt w szpitalu nigdy nie należy do przyjemności, najważniejsze, że jesteście już w domu:)
Nie ma jak u siebie w domu :)
Powodzenia :)
Rozanielona Mamuśka, pozdrawiam serdecznie.Fajna fotka.
Miałaś po prostu pecha, że tak się trafiło, tyle rodzących to i położne nie wiedziały w co ręce włożyć. Najważniejsze, że masz to za sobą, teraz jest spokojnie, bo u siebie a i Eryczek pewnie o wiele wiele lepiej sie w domku czuje.
ja też nie mogłam się doczekać wyjścia ze szpitala, a niestety przez żółtaczke Małego przedłużył się o jedną dobę.
jak ja rodziłam to było 26 porodów i jeden anestezjolog dziewczyny po 24h chodziły z wenflonem w plecach :o
Prześlij komentarz