6 maj, niedziela - cóż to był za dzień! Mocno zniecierpliwieni faktem, że Eryk nadal z brzucha nie chce wyjść udaliśmy się na kolejny długi spacer, tym razem w towarzystwie sąsiada Piotrka. Po dwóch godzinach dreptania po okolicznych osiedlach, rozmowach miedzy innymi o giełdzie i perspektywach rozwoju naszego miasta postanowiliśmy po raz kolejny z rzędu zjeść coś "ostatni raz przed porodem" na mieście. Lasagne ze szpinakiem z Mezzoforte była pyszna (nawet teraz tak uważam mimo, że na drugi dzień miałam zaszczyt widzieć ją po raz drugi ;)
Hmm.... co by tu jeszcze porobić aby zabić ten wolno biegnący czas? Zakupy dla poprawy humoru? A i owszem. Buszowanie po Galerii Kaskadzie zaowocowało w dwie pary ślicznych (nieuciskowych oczywiście) skarpet z Calzedonii, z których w jednej z par zresztą kilka godzin później rodziłam. Jeszcze mała rundka piesza po mieście i wróciliśmy do domu.
Cały ten dzień obfitował w niebolesne, czasem regularne skurcze, takie jak to już od 2-3 tygodni miewałam codziennie.
Wieczór chcieliśmy spędzić oglądając film "Prawnik z Lincolna". Mniej więcej w połowie, wstałam z sofy aby zrobić sobie małe co-nieco (eko-płatki na mleku) i wtedy poczułam pierwszy bolesny skurcz. Wiedziałam, że jeśli kolejne będą takie to znaczy, że to JUŻ. Było około 21.30. Skurcze się rozkręcały więc ja hyc na piłkę i dalej oglądamy film. Postękuję co 2-4 minuty. Jacek patrzy się na mnie dziwnym wzrokiem jakby nie wierzył, że to dzieje się naprawdę. o 21.59 zanotowałam w aplikacji na iPhonie ostatni skurcz i oznajmiłam Jackowi, że chcę do wanny a jeśli po niej nie przejdzie to jedziemy do szpitala. Jacek zaczął się chaotycznie krzątać i szykować do wyjazdu. Skurcze bolały jak diabli ale przerwy między nimi były zbawienne. To jest jedna z najbardziej zaskakujących dla mnie rzeczy z czasu porodu - ten czas miedzy skurczami kiedy to powracała trzeźwość umysłu i mogłam rozmawiać, żartować, pakować się itp.
Kąpiel nie pomogłam. Nawet nie bardzo mogłam w tej wannie poleżeć. Wierciłam się i przekładałam w czasie skurczów a były już naprawdę często. Szykowanie do szpitala przerywane były co chwilę moim zaleganiem a to na oparciu sofy w pokoju biurowym a to w kuchni na blacie czy na oparciu sofy w salonie. Szukałam sposobu na ból ale żadna pozycja nie dawała choćby najmniejszej ulgi.
Jazda do szpitala zajęła Jackowi 10 min w czasie których miałam 4 skurcze a pomiędzy nimi spokojnie rozsyłałam smsy do najbliższych, że jedziemy właśnie rodzić. Pamiętam, że na wysokości Nabrzeża Wieleckiego w czasie skurczu wbijałam paznokcie w podsufitkę auta i ramię Jacka. Pamiętam też, że Pan stróż w bramie szpitala widząc mnie zaproponował pomoc, Jacek został trochę w tyle z walizkami.
Na izbie przyjęć z międzyskurczowym spokojem oznajmiłam, że chyba się zaczęło po czym rzuciłam się na oparcie siedziska w holu stękając i pokazując tym samym, że to nie żarty.
Podczas badania ginekologicznego pamiętam spokojny głos Pani dr, która oznajmiła, że: "Pani to ma już większość porodu za sobą. Ja tu widzę 7,5... no 8cm rozwarcia". Pierwsze co pomyślałam to to, że na znieczulenie zewnątrzoponowe już za późno. Drugie to to, że własnie o takiej pierwszej fazie porodu marzyłam no i że skoro do 8cm poszło mi tak sprawnie to reszta będzie juz jak reklamowy pikuś.
Wszystko odbywał się w ekspresowym tempie. Widziałam jak szybko uwijają się w koło mnie położne/lekarze. Przebrałam się w koszulę szpitalną (białą w groszki). Zabrano mnie na wózku na USG i tu został tzw. pies pogrzebany :( Obliczenia masy dziecka wskazały, że urodzi się ogromne. Tak między 5 a 5,5 kilo!!! Widziałam w oczach Pani dr, że przez chwilę nie wiedziała co ze mną począć. Przenieśli mnie na sale porodową. Wołałam Jacka, przyszedł, był chwile ze mną. Lekarz powtarzał "Niech Pani nie prze", zbadał mnie i zadecydował, że musi wykonać cesarskie ze względu na wielkość dziecka. Znowu wózek, zmiana sali i położna krzycząca w progach drzwi "łokcie przy sobie". Jacek w progu sali robiący mi ostatnie zdjęcie w ciąży. Teraz bałam się już tylko tego, że nie zdążą między skurczami wbić się prawidłowo w kręgosłup - były co chwileczkę a przerwy między nimi nie dawały już złapać tchu. Powiedziałam im dokładnie kiedy kończy się skurcz, wbili się (nic nie bolało), czułam, że zbliża się następny a oni wciąż powtarzali proszę się nie ruszać. W momencie gdy zaczynał się kolejny skurcz a ja zaczęłam panikować, poczułam ciepło rozlewające się od bioder w dól i skurcz już nie nastąpił. Trochę nieprzyjemne to ciepło było ale lepsze to niż ból od skurczu.
Zostałam ułożona na wznak. Ręce uwięziono mi rureczkami, kabelkami, ciśnieniomierzem. Rozłożyli parawan przede mną a nade mną była głowa Pani anestezjolog. Ja ponoć gadatliwa, jakieś głupie żarty się mnie trzymały. Pytałam co właśnie robią ale nikt nie chcial mi zdawać relacji. Po chwili usłyszałam płacz....płacz mojego dziecka, momentalnie i ja zaczęłam płakać. To było silniejsze ode mnie. Była godzina 23.37. Zapomniałam o tym co było przed chwilą, przestałam analizować co się stało. Zaczął liczyć się już tylko ON. Popłakiwał a ja chciałam w końcu go zobaczyć. Lekarze niestety musieli najpierw go odśluzować bo Młody napił się wód płodowych. Nastała jednak ta chwila gdy wylądował taki nagusieńki na mojej klace piersiowej (a właściwe szyi). Nie sądziłam, że będzie taki piękny. Gładka, czysta, jasno-różowa skóra, tłuściutkie rączki, nóżki no i w końcu czarna czupryna :) Mój mózg usilnie pracował starając się przyswoić informację, że to moje dziecko.
Zaraz potem Eryk został oddany Tacie, który czekał na korytarzu. Tam też zrobione zostały jego pierwsze zdjęcia, który obiegły drogą mmsową najbliższych.
Jacek był też przy jego pierwszym badaniu i pomiarach. Eryk ma 54cm "wzrostu" i dostał 10 punktów w skali Apg. A co z wagą? Okazało się, że Młody zrobił aparat USG w wielką trąbę, bo nie ważył wcale 5 ani 5,5 kilo a zaledwie 3,74. Taka szkoda, bo w tych okolicznościach przecież mogłam urodzić Go siłami natury.
Mimo tego, że nie do końca poszło po mojej myśli, jesteśmy bardzo szczęśliwi, bo nasz Syn urodził się zdrowy a to jest przecież najważniejsze.
32 komentarze:
Jeszcze raz serdecznie gratuluje i życzę samych cudownych chwil z synkiem:)
jeszcze raz gratuluję•!!!!!
I ja gratuluję i czekam na relację z porodu :)
Te pierwsze dni są kosmiczne, prawda? :)
gratuluje :)
Gratuluje z całego serca:)między naszymi dzieciaczkami jest niecały miesiąc różnicy:)
gratulacje wielkie i czekam na relację z porodu:)
Również gratuluję i czekam :D
Jeszcze raz gratulację i wszystkiego najlepszego.
Aguś, morda mi się śmieje że już masz to za sobą, Gratuluję serdecznie i czekam niecierpliwie na fotkę twojego Aniołka.
Oczywiście Tatusiowi również śle gratulacje! Pozdrawiam.
Gratulacje!!! A jak znajdziesz chwile to napisz jak wszystko poszlo!
Gratuluję jeszcze raz i czekam na relację! buziaki
:* Rośnij Eryczku duuży i zdrowy!
No i się poryczałam...jak bóbr!!!!!
Eryczku rośniej zdrowo!
do 8 cm dojść w domu - no,no, gratuluję zimnej krwi dzielna Mamo :)
Wlasnei opisałas (poza cesarką) wizję mojego idealnego porodu!! gratuluję trzeźwosci umyslu i pozytywnego podejscia do wszystkiego. Naprawde szkoda ze lekarze spanikowali, inaczej mialabys w sumie porod marzeń i bardzo duzo super wspomnień. Mi tez mówia ze dzidzia moze byc dosyc duza, ale chyba az do wyjscia na zewnatrz nikt nie moze byc tego pewien. Synka macie przepieknego i bardzo sie ciesze ze zdrowiusieńki. sciskam mocno
Jeszcze raz ogromne gratulacje :D!
Eryk przystojniak a czuprynę ma bardziej okazałą niż prawie czteromiesięczna Gabrysia.
Trzymam kciuki za łatwy połóg.
Choć zakonczyło się cc - to piękny poród :D Bardzo Ci gratuluję i przyznaję, że się wzruszyłam :)
Piękna relacja z porodu:) Piękny Eryk! Gratulacje!
po pierwsze gratuluję Ci wspaniałego porodu i tego że jestescie juz z Erykiem razem!!!!:)))
Twój syn! TWOJE DZIECKO.
Niestety musze tutaj wspomnieć jeszcze jedno...krew mnie soczyscie zalewa jak czytam takie relacje z porodów....
Zazdrość? To za mało powiedziane....
Powiem Ci, że teraz wiem, że udany poród to niestety nie kwestia samego nastawienia jak to mówią niektóre "mądre inaczej" osoby. Miałam nastawienie takie jak Ty. JEDEN WIELKI POZYTYW i chęć do działania. Niestety szpital na Ujastku zadbał o to , żebym miała najgorsze w zyciu wspomnienia z tego dnia....
Zazdroszczę. To jedyne co mogę napisać.
No i cieszę się że wreszcie po tych wszuystkich cholernych IUI masz Ten Swój skarb Wyczekany Już Ze Sobą!!! :********** Całuję!
Gratuluję tych 8 cm uzyskanych spokojnie w domu, dojechania na czas do szpitala, pozytywnego myślenia, szkoda, że było cc, ale oczywiście najważniejsze, że synek zdrowy. Najbardziej gratuluję Tobie - dzielna mamo i tacie takiego cudownego chłopca:) Eryś sto lat!!! Młody wygląda cudnie:)
gratuluję jak dla mnie cudownego porodu:) ja rodziłam 36 godzin więc wiem co piszę:) Mały Eryk niech rośnie zdrowo i szybko a wkrótce pomyślcie o siostrze dla Eryka bo piękne dzieci Wam wychodzą:)
buziaki Agulka:)
gratulacje dla rodziców,dużo zdrowia dla mamy i chłopca,niech się chowa, Marysia
Po raz drugi Gratulacje i buziaki :)
Wzruszyłam się :)
GRATULACJĘ!Mam nadzieje,że i mnie spotka to szczęście.
PS. liczę, że nie przestaniesz pisać :D
Szkoda, że przez taką pomyłkę musiałaś rodzić przez cc, ale masz rację - najważniejsze, że synuś już jest z Wami :)
No i znowu mokre oczy :)
Brawo Mamusiu! Dzielna byłaś i opanowana jak nie wiem co :)
Po raz kolejny - witaj Eryczku! :)
Gratulacje dla Rodziców! Eryś fantastyczny :)
Gratulacje Mamuśko! Witaj Eryku! Najważniejsze, że młody jest zdrowy i wszystko obyło się bez komplikacji (pal licho "poród marzeń").
Zdjęcie z sali - bezbłędne a twoja mina - bezcenna!
Zatem cesarz Eryk jest już z nami :)
gratuluję Kochana. To niesamowite zobaczyć swojego dzidziusia, nieprawdaż? :)
ściskam
Piękny Synuś, Gratuluję i życzę Wam zdrówka.
rzeczywiście zapowiadało się świetnie na poród naturalny, ale cóż, Mały zrobił wszystkich w konia :) żartowniś !
najważniejsze, że wszystko się udało i Mały zdrowy jak rydz :)
Trzymajcie się ciepło !
W końcu! W spokoju przeczytałam.... :)
Pięknie opisane :)
Prześlij komentarz