Mój szef wpada do Polski raz w miesiącu zazwyczaj pon.-pt. Tym razem przyleciał na weekend ze swoim kolegą Christopherem. Chris ma w Polsce lokal na wynajem którym zarządzam. Teoretycznie więc pracuję dla niego. Nie było go w Polsce już kilka dobrych lat wiec chciał koniecznie się ze mną zobaczyć i porozmawiać o biznesie. Jak dla mnie jednak to chłop urwał się z łańcucha małżeńskiego i chciał się zabawić. Czułam się zobowiązana do zorganizowania im czasu.
Tylko jak to zgrać z moim jednoczesnym pobytem w szpitalu (V IUI)?
13 sierpnia oboje przyjechali do mnie do szpitala w odwiedziny, które skończyły się piwkiem w pobliskiej pizzerii. Ledwo co zdążyłam wrócić na oddział przed jego zamknięciem (mało odpowiedzialne)! Dobrze, że pielęgniarka nie kazała mi chuchać :)
14 sierpnia, gdy już wypuszczono mnie ze szpitala, zabrałam ich do Rocker Club i tam się zaczęło. Mój Jeszczeniemąż pokazywał im jak Polacy piją wódkę. Chris zamówił tzw. Red Bull boat. Cała trójka nieźle się wcięła. Nawet mój szef który NIGDY nie pije. Wciąż powtarzał, że"mam wymazać ten wieczór z pamięci" albo "że dziś nie jest moim szefem". Było wesoło. Nie było wesoło jednak na następny dzień. Chris, prawdopodobnie od ogromnej ilości red bull'i zaczął mieć problemy z rytmem serca. Strasznie się przestraszył i sam nakręcił, że to atak serca i skończyliśmy w szpitalu na izbie przyjęć. A to taki duży chłop i to jeszcze zawodowy kickbokser! Biedaczek :( Dostał środki uspokajające po czym odwiozłam ich na samolot. Myślę, że nieprędko sięgnie po wódkę, o redbullach już nie wspomne.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz